Wizyta w wiosce św. Mikołaja dobiegła końca, granica koła podbiegunowego północnego przekroczona. Poziom ekscytacji naprawdę wzrósł … coraz to bardziej jesteśmy na północy Europy.
Do Sodankyla mamy do przejechania 124 km. Ruszamy zatem. Mijamy piękne lasy borealne przepasane torfowiskami. Sporadycznie jakaś osada wiejska. Zdecydowanie mniejsza gęstość zaludnienia. Nic w tym dziwnego – warunki klimatyczne coraz to surowsze. Krajobraz spokojny, a momentami monotonny.
W celu zaspokojenia głodu przystajemy koło Olkkajarvi nad jeziorkiem. Obiadokolacja w iście królewskim stylu , tzn makaron z sosem bolońskim. Potem chwila wytchnienia , czas na krótki spacer przy jeziorze. Cisza, spokój, niewielu turystów … Czyli jak dla mnie idealnie ! Woda w jeziorze czyściutka, można się przeglądać . Przy brzegu dwóch anglików rozpaliło ognisko i piekli kiełbaski , głośno przy tym debatując i popijając piwko. Mieli rozstawiony namiot przy samochodzie … pewnie czeka ich tu nocka : )
Krążymy dalej przy jeziorze. Chmurki przeglądają się w wodzie jak w zwierciadle … Bardzo przyjemny nastrój. Aż żal ruszać dalej ….
Jazda przez Laponię o tej porze roku nie przysparza problemów. Droga szeroka, a ruch mały. Stan nawierzchni wzorowy – bez dziur i nierówności. I nie ma obawy, że zaskoczy kierowcę ciemność, bo przecież trwa dzień polarny i słonko jest wysoko nad horyzontem.
Około 1:00 w nocy zrobiło się mglisto , a termometr wskazał 1C i możliwe oblodzenie jezdni. Emocje od razu podskoczyły. Niebo przybrało barwy fioletowo – różowo – żółte. Basia już spała od ładnych dwóch godzin, a my … ? Zatrzymaliśmy się by robić zdjęcia mokradeł zachodzących mgłą albo majaczących w północnym słońcu jeziorkom. Chłód dokuczał, ale ciekawość była silniejsza.
Jadąc dalej przedzieraliśmy się momentami przez gęstą mgłę. Nie było żywej duszy na drodze - istne pustki. W końcu niedaleko Sodnakyla przystanęliśmy tuż nad rzeką. Czas odpocząć. Nocowaliśmy nad szeroką, ale płytką rzeką będącą dopływem Kemijoki. Delikatny szum kołysał do snu …