Z Wieliczki wyruszamy po kolejną "słoną" przygodę. Jedziemy 28 km na wschód do Bochni, miasta leżącego na granicy Kotliny Sandomierskiej i Pogórza Karpackiego. Zatrzymujemy się na rynku tego najstarszego miasta Małopolski. Stąd już naprawdę niedaleko do ul. Solnej, gdzie schodzi się do kopalni. Zresztą szyb widoczny jest z daleka :)
Wchodzimy do Sutoris - najstarszego naszybia w Polsce. Kupujemy bilety w kasie (tańsze niż te w Wieliczce). Do zwiedzania mamy pół godziny. Udajemy się więc do kawiarni na deser lodowy i kawkę. Przy okazji zakup drobnych upominków - woreczki z solą kamienną, pocztówki.
Nadszedł czas zwiedzania. Ku naszemu zaskoczeniu przy wejściu stoją tylko trzy inne osoby. Wygląda na to, że nasza grupa będzie naprawdę kameralnych rozmiarów. Nasz przewodnik , miły i sympatyczny pan Lucjan, zjeżdża z nami w podziemia. Sam zjazd metodą sardynek - wąska klatka, a my poupychani bez możliwości większych ruchów. Sam zjazd : kilkusekundowy, w półmroku. Ciasno i ekscytująco!
W kopalni jasno, dość ciepło (ok. 15C). Krótki spacer i na stacji wsiadamy w pociąg górniczy, składający się z pięciotonowej kolejki akumulatorowej oraz wagonów do transportu turystów. Podziemną kolejką przemierzamy kilometrową trasę pomiędzy szybami Campi i Sutoris, na głębokości 212 metrów pod ziemią. Szybkość, migające światła i otoczenie słonych ścian to niesamowite wrażenie! Obyło się bez kanarów :))
Dalej zwiedzamy pieszo - między innymi Komorę Kieratową, stajnię Mysiur dla koni pracujących niegdyś w kopalni, malowniczą Kaplicę św. Kingi.i Komorę Ważyn. Na trasie mieści się nawet zjeżdżalnia. Mój mąż ulega pokusie - zjeżdża! Ubaw po pachy !
Komora Ważyn świetnie przygotowana dla turystów. W ogromnej Komorze Ważyn natrafiliśmy na wielkie boisko do piłki nożnej, restaurację, sklepik z pamiątkami, salę dyskotekową oraz sale noclegową (na około 250 osób). Cicho, pusto. Akurat nikogo nie było, ale bywają dni, kiedy są tu organizowane imprezy sportowe lub inne okolicznościowe (m.in. studniówki i wesela). Mówię Wam - super!
Po prawie trzech godzinach zwiedzania wyjeżdżamy na powierzchnię (też metodą sardynkową). Spod ziemi wracamy do rzeczywistości!